Idziemy ścieżką do portu, za nami
maleje złoto jesieni, odblaski w potoku liści
stają się pyłem na włosach, im dalej, tym mgliściej
błękit – jak z kanwy mistrzów. Mówisz
tu skóra jest gładkim lustrem, co widać? Ślady
po śnieżnym dotyku, miesiące milkną z oddali, rysy na lodzie
łatwo się potknąć, poślizgnąć. Nie, tu jest czysto i prosto
jak nuty z tej samej tonacji
Zima do nas nie przyjdzie, zanim przekroczysz granicę
zrozumiesz. Odbywasz pielgrzymkę, to taki rytuał
w bieli. Tutaj się wierzy w kryształy
na brzegu łowią nas śniegi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz